Opowieść gastro-komiczna

Czasami tak mam, że badając rynek, z którym współpracuję uciekam się do małych wywiadów. Dzwonię do potencjalnego klienta ( najczęściej restauracji ) i wypytuję o wybrane pozycje w menu i wina do tego polecane. W Polsce jest jeszcze kilkaset restauracji, z którymi za diabła nie mogę się porozumieć, a są idealnymi klientami dla mojego profilu działalności. Załoga nieprzeszkolona, brak profesjonalnego podejścia do tego z czym i w czym pracują, do tego koszmarne karty win ( o ile w ogóle są ), zupełne niedopasowanie się do XXI wieku, restauracyjnych dań i współczesnego klienta, który nie oczekuje już tylko Kadarki i Carlo Rossi, ale czegoś znacznie poważniejszego…

Tym razem wybór padł restaurację w trzy „gwizdkowym” hotelu…. i to w centrum Poznania!
Na stronie internetowej brak informacji co do wyboru dań, nie wspominając o napojach, nie mówiąc o winach i innych alkoholach. Zatem dzwonimy?
Godziny wczesne, popołudniowe. Dzwonię na podany na stronie numer telefonu komórkowego, ale włącza się zaraz automatyczna sekretarka…
Dzwonię na stacjonarny numer. Zgłasza się automatyczna sekretarka, która grzecznie informuje mnie, gdzie się dodzwoniłem i że zaraz nastąpi połączenie… po czym ponownie ta informacja jest ogłoszona w tak sztucznym i przesadnie powolnie szkolnym języku angielskim, że łapię ciarki. Słynna flegma angielska przy tym, to słowotok posłanki Pawłowicz.
Po dłuższym oczekiwaniu ( gdy w tle słychać jakieś kliknięcie ) zgłasza się Pani:

  • Halo. Dzień dobry
  • Dzień dobry, czy dodzwoniłem się do ***?
  • Tak, w czym mogę pomóc?
  • Jestem na Państwa stronie internetowej. Mam spotkanie z klientem w pobliżu i odpowiada mi Państwa lokalizacja. Chciałem z kontrahentem zjeść smaczny obiad u Państwa i wypić dobre wino. Niestety takich informacji nie znalazłem na Państwa stronie. Może mi Pani pomóc ?
  • Oj, dodzwonił się Pan do biura, ale ja Pana połączę z recepcją…
  • Wie Pani, wybrałem taki numer jaki jest na stronie, tak mnie połączono.

Ale Pani już w innym świecie i łączy mnie z recepcją … mija 15 sekund:

  • Nikt nie odpowiada, hm … połączę Pana z restauracją…
  • W tle słychać jak Pani łączy się z kimś za pomocą innego aparatu, a potem przebieg rozmowy z małym streszczeniem mojej potrzeby.
  • A jakie potrawy Pana interesują?
  • Może macie Państwo coś z wołowiny ?

Transfer informacji do drugiego aparatu. 10 sekund …

  • Mamy steaka wołowego z … ( i tu padają nazwy dodatków, sosów etc ) oraz tatara.
  • Ok, fajnie … może być steak. Jak już macie takie dobre danie, to dla mnie wystarczy – teraz tylko dobierzmy do tego wino.
  • Oooo, no to tutaj już Panu nie pomogę, bo zielona jestem w tych kwestiach. Nie, no muszę Pana jednak połączyć z restauracją ….
    10 sekund …
  • Ha, halo, dzie, dzień dobry!

Jestem za pełną integracją ludzi niepełnosprawnych, a tym bardziej takie błahostki jak jąkanie – dla mnie nie robi to problemu. Ale wiem, że są tacy ludzie, którzy mogą źle zareagować, szczególnie jak im się spieszy,

Zatem ludzi z wadą wymowy czy z jąkaniem, dla dobra biznesu nie powinno się kierować do udzielania informacji. Ok, trafiło na mnie, więc nie ma problemu. Cierpliwy jestem …
Opowiadam Panu moją historię … Pan potwierdza, że mają wołowinę, ja jeszcze podpytuję o cielęcinę – nie ma – po czym kwituję wcześniejszy wybór potrzebą dobrania wina. Tutaj Pan też okazuje się zielony jak koleżanka z biura, ale ! Pro, proszę Pana! Jest ba, barmanka, ona pomoże.
Słuchać w słuchawce streszczenie opowieści – 30 sekund.
Pani barmanka przejmuje inicjatywę – w słuchawce po „Dzień dobry”, padają propozycje:

  • Proszę Pana, jakie wino Pan by chciał, białe czy czerwone?

Chryste Panie !!! ??? Pierwszy raz w życiu ktoś mi proponuje białe wino do steaka !
Uprzejmie Pani zwracam uwagę, że czerwone będzie lepsze, najlepiej wytrawne.

  • Proszę Pana, z czerwonych mamy słodkie, półwytrawne i wytrawne. A Pan jakie woli ?

Nooo… to już zirytowało mnie porządnie.

  • Droga Pani, naprawdę podałaby Pani słodkie wino do wołowiny?

Pani barmanka chyba postanowiła uciec przed prostym testem na podstawową wiedzę z doboru win do potraw, bo nagle usłyszałem:

  • … to wytrawne to się nazywa Barbera!

Oooo … no proszę, nie jest tragicznie jednak. Szkoda, że tylko jedno wino wytrawne jest do wyboru, ale już dość grymaszenia. Swoją drogą, zazwyczaj Barbery sprowadzane do Polski są dość lekkie. Oczywiście, bywają wyjątki, ale zakładam, że w **** nie będzie większego odstępstwa. Tak czy siak, lepsze to, niż słodkie.
Dziękuję za pomoc. Rozłączam się, po czym wybieram jeszcze raz numer, tym razem komórkowy. Chyba ten numer ma mnie połączyć z recepcją. Będę chciał rozmawiać z kierownikiem, właścicielem, menadżerem… aby mu opowiedzieć o przygodach i zaproponować pomoc. Bo pomoc tym lokalu pilnie potrzebna.
Odbiera Pani w recepcji, przedstawia się tylko z nazwy lokalu.
Proszę o połączenie z osobami decyzyjnymi. U Pani włącza się instynkt lwicy broniącej stada:

  • … a w jakiej sprawie?
  • Chciałem porozmawiać na temat Państwa menu i wyboru win.
  • Aaa! Pan chce u nas zorganizować imprezę ? Ja Panu prześlę na maila wybór opcji weselnych i imprezowych. Jak …
  • Nie, droga Pani, chciałem porozmawiać z ….
  • … poda mi Pan adres, to Panu wyślę na mejla.
  • Proszę Panią, proszę mnie połączyć z kierownikiem lub właścicielem.
  • … bo nikogo nie ma. Kierownik na urlopie, a w marketingu też już nie ma nikogo. Ale niech Pan jutro zdzwoni, to będzie koleżanka, Pan z nią porozmawia …
  • Ale czy to będzie osoba decyzyjna?
  • Tak, taka inna kierowniczka …
  •  Dziękuję, do widzenia …

Zastanawiam się czy dzwonić? Co Wy o tym myślicie? Jest potencjał w tej quasi PRL-owskiej rzeczywistości?

Możesz również polubić…